poniedziałek, kwietnia 18

Parę słów, notki i trochę zdjęć, czyli dopełnienie legacji…

Kilka dni po tym jak zakończyłem opisywać moją pierwszą legację pojawiła się w serwisach informacyjnych wiadomość o wyborze nowego prezydenta Kosowa i ku mojemu zaskoczeniu została nim kobieta! W państwie, w którym zdecydowana większość społeczeństwa to muzułmanie, taki scenariusz nie zdarza się zbyt często. Do tego dochodzi też fakt, że na Bałkanach mocno zakorzeniona jest jeszcze kultura patriarchalna, w której mężczyzna ma mieś więcej do powiedzenia a kobieta powinna czasem milczeć. A tutaj proszę, kobieta zostaje głową państwa. Fakt ten spowodował, że zacząłem wracać pamięcią do wydarzeń, które zdawkowo przedstawiłem w prologu do legacji. Pamiętam, że od ostatnich miesięcy 2007 roku praktycznie do końca mojego pobytu w Kosowie, wątkiem pieczołowicie powtarzanym i eksploatowanym w mediach była wieloetniczność Kosowa. Organizacje międzynarodowe, na czele z ONZ, chcąc prawdopodobnie zmienić jego wizerunek z niemal „czysto” albańskiego na wielokulturowe i wieloetniczne, głosiły różne, tego typu teorie. Wieloetniczne, zróżnicowane i nadzwyczaj bogate w niespotykane nigdzie indziej kultury Kosowo, etc. etc…
Sam oczywiście na własnej skórze doświadczałem tej wieloetniczności utrzymując kontakty z różnymi społecznościami, a także mieszkając w Prizren, mieście zaiste wielokulturowym i „multietnicznym”.


Przeszukując swoje stare dokumenty i zdjęcia z tego czasu znalazłem dwie notki, w których opisałem wtedy zdawkowo swój punkt widzenia. Pierwsza powstała, kiedy okazało się, że 10go grudnia „nic się nie stało” (był to dzień, kiedy cały świat spodziewał się ogłoszenia niepodległości), a drugą napisałem pod koniec lutego 2007 roku. Notki te powinienem był znaleźć przygotowując wpis o legacji ale cóż, lepiej późno niż wcale... W ten sposób, trochę poniewczasie, mogę przedstawić sui genesis preludium do legacji. Zdjęcia zrobione były w Prizren w Dzień Niepodległości 17go lutego.
           
Multietniczne Kosowo/a
Początek 2008 roku będzie prawdopodobnie początkiem istnienia nowego państwa na Bałkanach. Dzisiejsze Kosowo (nazwa serbska to Kosowo i Metohja), które od 1999 roku jest protektoratem Organizacji Narodów Zjednoczonych, już w marcu może stać się niepodległym państwem pod nazwą Kosowa (nazwa albańska). Wieloletnie negocjacje dotyczące statusu tej serbskiej prowincji coraz mocniej irytują Kosowskich Albańczyków, o czym świadczy wynik ostatnich wyborów. Zwyciężyła w nich partia PDK (Partia Demokratike e Kosovës), będąca sukcesorem UCK (Ushtria Çlirimtare e Kosovës: albańska zbrojna organizacja działająca na terenie Kosowa od 1992 roku). Lider PDK, Hashim Thaci zapowiedział po ogłoszeniu wyników, że niezależnie od ustaleń międzynarodowych negocjatorów, 10go grudnia nastąpi ogłoszenie niepodległości. Ostatecznie nie doszło do tego, ale po raz kolejny ta niewielka prowincja – 11 tyś km2 – skupiła uwagę międzynarodowej społeczności, i.e. państw oraz organizacji międzynarodowych mających swoje interesy w Kosowie. Ta szeroko rozumiana społeczność międzynarodowa od lat stara się forsować multietniczny charakter prowincji. Czy słusznie?
Struktura etniczna Kosowa zmieniała się w ostatnich stuleciach tak często jak rozlewała się tam krew jego mieszkańców. Wojny między imperiami w XVIII i XIX wieku, I i II Wojna Światowa oraz wojny bałkańskie z ostatniego dziesięciolecia XX wieku, spowodowały permanentną zmianę etnicznego charakteru Kosowa. Jaka była dynamika tych zmian i co one oznaczały dla ludności to sprawa dla historyków. Dzisiaj ponad 90% mieszkańców to Albańczycy. Dla nich sprawa jest jasna: Kosowa była i jest albańskia. Problem jednak w tym, że istnieje już na mapie Europy niepodległa Albania (argument ten jest kluczowy dla strony serbskiej, dla której niepodległe Kosowo to kolejny krok do Wielkiej Albanii). Jak zatem na sprawę patrzą przedstawiciele pozostałych 10% społeczeństwa?
Wśród grup etnicznych i narodowych zamieszkujących Kosowo wyróżnić możemy Serbów, Bośniaków, Turków, Gorani oraz Cyganów. Ci pierwsi stanowią drugą grupę narodową liczącą ok. 200 tyś i w przeważającej większości żyją w enklawach chronionych przez wojska NATO – KFOR (Kosovo Force). Dla Serbów sytuacja jest tak samo prosta jak dla Albańczyków: Kosowo to Stara Serbia, dusza i serce ich ojczyzny. Trudno wyobrazić sobie w takiej sytuacji kompromis między dwiema największymi grupami narodowymi. Grupy te mają również swoje zdanie dotyczące wieloetniczności. Dla Albańczyków Gorani to muzułmańscy Serbowie, Turcy to Albańczycy, którzy mówią po turecku a Bośniacy to Muzułmanie (przed wojną z 1999 roku oficjalnie nazywani Muzułmańscy Słowianie). W przypadku Cyganów sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej. Od 2001 roku oficjalna nazwa tej grupy to RAE - Roma, Ashkalia and Egyptians. Termin Cygan (ang. Gypsy, serb. Cigan, alb. Magyp) jest uważany za niepoprawny politycznie i zastąpiony przez termin Rrom. W czasie istnienia Jugosławii przedstawiciele RAE byli wrzucani do jednej szuflady – Cyganie. Dzisiaj, w wieloetnicznym Kosowie, przedstawiciele społeczności romskiej krytykują wyodrębnienie się Ashkllia i Egyptians, ponieważ w ich opinii taki separatyzm osłabia jedność ich narodu. Reprezentanci tych drugich z kolei oskarżają Roma o przymusową asymilację, która prowadziła wcześniej do zatracania tożsamości. Relacje miedzy Ashkalia a Egyptians są podobne. Wszystkie te argumenty czasem dziwią a czasem bawią zarówno Serbów jak i Albańczyków, według których nadal są oni dla nich Cyganami. Taki stan rzeczy zauważyć można w drugim co do wielkości i jedynym multietnicznym mieście Kosowa, Prizren. Mieszkają w nim od wieków przedstawiciele wszystkich wyżej wymienionych narodowości (oprócz Serbów, których po wojnie zostało kilkunastu), którzy posługują się trzema językami – albańskim, serbskim i tureckim. Cyganie dodatkowo znają jeszcze romski. Wszyscy Prizreńcy żyją w zgodzie i zgodnie krytykują, w czterech językach, emancypacje Turków, Bośniaków, Gorani, Ashkalia i Egyptians.
Na zakończenie wątku wieloetniczności Kosowa, warto wspomnieć, że od 1999 roku mieszka tu i pracuje kilkanaście tysięcy obcokrajowców, a oficjalne języki tej prowincji to albański, serbski i angielski! Innymi słowy, pierwszy zna ok. 90% społeczeństwa, używanie drugiego nie jest bezpieczne na ok. 90% powierzchni Kosowa a w trzecim nie mówi ok. 90% społeczeństwa. Oczywiście ostatnie zdanie jest „lekką” przesadą, ale nie mniejszą niż forsowanie multietnicznego Kosowa.
                                                                  Grudzień 2007, Prizren

 Kosowo --> Kosowa
Tydzień temu kosowski premier, Hashim Thaci ogłosił niepodległość serbskiej prowincji, która przez ostatnie 9 lat była administrowana przez ONZ. Warto dodać, ze fragment swojego przemówienia wygłosił w języku serbskim. Był to poprawny i przemyślany gest.
Flagę najmłodszego państwa na świecie przyjęto wraz z niepodległością. Znajdziemy na niej sześć gwiazd nad mapą Kosowa, które maja symbolizować główne społeczności – Albańczyków, Serbów, RAE (Rroma, Ashkalia, Egyptians), Turków, Bośniaków i Gorańców. Druga gwiazda jest dzisiaj największym problemem. W enklawach serbskich, na czele z podzieloną Kosowską Mitrovicą, nie milkną glosy sprzeciwu wobec proklamacji niepodległości. Serbowie z północy Kosowa, gdzie żyje ok 60 % całej ich populacji, agresywnie prezentują swoje niezadowolenie.
Społeczność międzynarodowa również nie jest jednogłośna. W prawdzie największe państwa Unii Europejskiej oraz USA uznały nowe państwo na Bałkanach, ale po drugiej stronie barykady są Rosja, Chiny czy Hiszpania. Przeciwnicy niepodległej Republiki Kosowa podkreślają, ze złamane zostały podstawowe normy prawa międzynarodowego (nienaruszalność granic) oraz rezolucja ONZ 1244, która przez ostatnie 9 lat była podstawowym źródłem prawa w Kosowie. 
                                                                            Luty 2008, Prizren





piątek, kwietnia 8

Bols (1999-2011)

Przedwczoraj zamknął oczy mój najlepszy przyjaciel, kończąc w ten sposób swoją podróż. Przeszedł przez życie z godnością i w pięknym stylu. W ostatnich latach był już w prawdzie mniej aktywny ale jak na swój wiek i tak dawał radę. Zawsze kiedy wracałem do domu wiedziałem, że powita mnie tam Bolser. Oczywiście miał swój styl i czasami udawał, ze nie zauważył mojej nieobecności, trwającej nieraz kilka miesięcy. Leżał sobie wtedy na kanapie rzucając tylko leniwe spojrzenie.


Oczywiście był to tylko pozorny brak zainteresowania bo po kilku minutach, kiedy uznawał, że może już przestać blefować, przestawał kryć swoją radość z mojego powrotu. Nie miał w zwyczaju obrażać się na długo a jak wyczuwał, że jestem smutny wiedział zawsze jak poprawić atmosferę. Nie umiał w prawdzie mówić ale w sumie to nawet nie musiał. Rozumieliśmy się bez słów. Czasem jedno jego spojrzenie było wystarczająco dosadnym komentarzem.


Dzisiaj śpi sobie spokojnie i odpoczywa. Był już bardzo zmęczony i zasłużył na odpoczynek. Na psie lata był przecież prawie stulatkiem. Stary Bolser słodko śpi a ja go uroczyście żegnam. Niech mu ziemia lekką będzie...


poniedziałek, kwietnia 4

Moja pierwsza legacja cz. IV - Egzekucja

Dotarłem do celu późnym popołudniem. Rade, który razem z Mają, organizował projekt DOKUFEST in Nis, poinformował mnie przez telefon jak dojechać do siedziby organizacji. Tego wieczoru kończył się akurat projekt, który razem z Youth Initiative for Human Rights współorganizowała inna pozarządowa organizacja, Žene u Crnom. Załapałem się na kończącą go debatę, jak się okazało bardzo emocjonalną, podczas której musiał oczywiście pojawić się wątek Kosowa i Metohiji (taka nazwa funkcjonuje w Serbii). Po jej zakończeniu ustaliliśmy plan działania na następny dzień, po czym odwieziono mnie do hotelu. Jako niezależny dyplomata zostałem ulokowany na siódmym piętrze Hotelu Ambasador, skąd mogłem rzucić okiem na miasto.


Rano udaliśmy się wszyscy do filharmonii, gdzie organizowany był festiwal. Niewielkich rozmiarów budynek był idealną lokalizacją – kameralny, nie za duży i nie rzucający się w oczy. Chodziło o to, że cała impreza była pół - otwarta. Zaproszono dziennikarzy, profesorów uniwersytetu, przedstawicieli władz miejskich i organizacji pozarządowych, etc. Obawy dotyczyły napiętej sytuacji politycznej, w której wszelkiego rodzaju publiczne nawiązania do Kosowa mogłyby być odebrane jako propaganda i spowodować niepożądane reakcje radykalnych środowisk. Ustaliliśmy jakie będą nasze obowiązki podczas ceremonii otwarcia; Maja w kilku słowach wyjaśni ideę naszego projektu, Rade przedstawi wybrane filmy a ja – jako przedstawiciel DOKUFEST – zapoznam gości z prizreńskim festiwalem.  Wszystko było dopięte na ostatni guzik.


Podczas mojej mowy serce biło mi jak szalone, a lewa noga tupała mocno i intensywnie niczym młot pneumatyczny. Praktycznie sam wygrywałem sobie nią rytm i czułem się trochę jakbym tańczył. Zapewniono mnie jednak potem, że nie tańczyłem. Wszystko poszło świetnie a ja zaliczyłem swoje pierwsze publiczne wystąpienie w Serbii, zakończone w dodatku oklaskami. Wzbudzałem też wśród gości całkiem sporą ciekawość: Jakże to tak, Polak? Kto był z Prizren, matka czy ojciec? Podobne pytania towarzyszyły mi przez cały wieczór. Teoretycznie moja misja była już zakończona i mogłem zacząć myśleć o tym jak nazajutrz zapoznać się z miastem i pooddychać jego historią.

Niška tvrđava czyli miejska cytadela

Następnego poranka zobaczyłem przez okno główną atrakcję miasta, która odzwierciedla zarazem jego bogatą historię – Cytadelę.


Zlokalizowana na prawym brzegu rzeki Niszawy twierdza jest jednym z najważniejszych i najlepiej zachowanych tego typu obiektów na Bałkanach. Chociaż formę w obecnym kształcie nadali twierdzy Osmanie, znaleźć można w obrębie jej murów pozostałości z czasów rzymskich i bizantyjskich.


Wśród najważniejszych budowli, które przetrwały tu po dziś dzień wymienić trzeba Meczet Bali Bey (XVI wiek), turecką łaźnię (XV wiek) oraz prochownię (XVIII wiek). Wszystkie te budynki zaadoptowane są dzisiaj do celów kulturalnych.



Drugą (a dla niektórych pierwszą) najważniejszą atrakcją turystyczną Niszu jest Ćele-kula, czyli Wieża Czaszek.


Kiedy podczas pierwszego powstania przeciw Osmańskiej okupacji, dowództwo armii serbskiej zdecydowało o zajęciu miasta, Turcy zorganizowali ogromną kontrofensywę w celu spacyfikowania powstańców. 31go maja 1809 roku przeważające siły osmańskie pokonały Serbów w bitwie pod Čegar. Stevan Sinđelić, dowódca powstania, w obliczu klęski zdecydował się na czyn, który do dzisiaj stanowi dla Serbów wzór męstwa – wysadził w powietrze magazyny prochu. Eksplozja była tak potężna, że zabiła wszystkich, zarówno broniących się Serbów jak i atakujących Turków. Po bitwie Wielki Wezyr Hursid Pasha rozkazał zbudować na głównej drodze do Istambułu wieżę z czaszek poległych Serbów. Budowla miała przestrzec tych, który planowaliby w przyszłości przeciwstawić się Imperium Osmańskiemu. Dziś wiemy, ze jeszcze w tym samym stuleciu Serbom, podobnie jak Bułgarom i Rumunom, udało się zrzucić tureckie jarzmo i wybić na niepodległość. Jeszcze pod koniec XIX wieku zbudowano też wokół wieży kaplicę.


Oprócz historii można w Niszu poczuć też, jakże charakterystyczny dla miast dawnej Jugosławii, klimat wieloetniczności. Przynajmniej jego ślady, resztki. Zbudowany w 1720 roku Meczet Islam-aga, mimo iż ucierpiał podczas zamieszek w 2004 roku, nadal działa jako świątynia dla muzułmanów a mieszkający tu katolicy mogą co niedziele modlić się w Kościele Przenajświętszego Serca Jezusowego.



W Niszu żyją też obok siebie małe społeczności Czarnogórców, Bułgarów, Chorwatów i Jugosłowian (sic!) ale drugą – po Serbach – najliczniejszą grupą są oczywiście Cyganie. Wieczorem, gdy kończyłem już zwiedzanie i wolnym krokiem zmierzałem do filharmonii, obok bramy Istambulskiej pojawili się i oni…


     Po oficjalnym zakończeniu festiwalu organizatorzy wraz z niektórymi gośćmi udali się do siedziby organizacji, gdzie odbyło się nieoficjalne zakończenie, czyli po prostu puentująca wszystko impreza w iście bałkańskim stylu. Rakija, muzyka na żywo i tańce do bladego świtu. Następnego dnia, około południa, z lekkim plecakiem i troszkę ciężką głową opuściłem Nisz, kończąc w ten sposób swoją pierwszą legację.