wtorek, grudnia 28

Moja trzecia świąteczna ryba

Tak oto skosztowałem po raz kolejny nowej (dla mnie), tradycyjnej strawy świątecznej przy stole wigilijnym – dorsza. Portugale dumni są ze swojej dorszo-żerności i to właśnie ta ryba jest serwowana jako niemięsne danie główne 24go grudnia. Jako, że jest to wydarzenie niebagatelne zebrały mi się w głowie myśli o innych przerwach w świątecznych dostawach karpia do mojego żołądka.
Pierwszy raz karpiowi drogę zablokował indyk a działo się to w Anglii, wśród Irlandzkich Katolików. Jako że indyk to nie ryba nie będę o nim pisał więcej niż tylko to, że to właśnie ten duży ptak z rodziny kurowatych stanął na drodze karpia jako pierwszy. Po tym brutalnym, indyczym ataku przez lata nie działo się podczas moich Świąt Bożego Narodzenia nic odbiegającego od polskiej normy. Tłusty karp w różnych formach wrócił, wydawać się mogło na dobre. Ależ nic bardziej mylnego! Po kilku latach przyszedł czas na krainę małą, kłopotliwą i tajemniczą, gdzie chrześcijańskie zwyczaje trwają niczym wysepki wśród bezkresu islamskiego morza. Z tym bezkresem być może mała przesada gdyż Kosowo jest trochę mniejsze niż województwo świętokrzyskie i o bezkres czegokolwiek tam trudno. Jest jednak faktem, ze zdecydowana większość społeczności je zamieszkującej to Muzułmanie. W Prizren dźwięk muezina roznosi się z ponad czterdziestu meczetów – w tym z największego w całym Kosowie – Sinan Pasha.



Nie przeszkadza to istnieniu w tym mieście najliczniejszej społeczności katolickiej Kosowa, której członkowie modlą się w Katedrze Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wśród historycznych postaci wywodzących się z prizreńskich katolików najpopularniejszą jest niewątpliwie Anjezë Gonxhe Bojaxhiu, znana bardziej jako Matka Teresa z Kalkuty.
Wśród tej społeczności miałem okazję spędzić Boże Narodzenie kilka lat temu i wtedy też pośród potraw świątecznych pojawił się pierwszy „właściwy” zmiennik karpia – pstrąg. Pstrąg to zdecydowanie moja ulubiona ryba a do tego matka Roberta (kolegi, który zaprosił mnie na wigilię) przygotowała ją w tradycyjny – tajemniczy sposób. Ryba była wspomagana przez inne, wegetariańskie potrawy. Jednym z niewątpliwych zwycięzców była sarma, czyli tradycyjny, turecki (tego nie przypominać proszę nikomu na Bałkanach!) przysmak, który my po małych modyfikacjach ochrzciliśmy w Polsce jako gołąbki. Różni się ona od naszej wersji rozmiarami – bałkańskie są mniejsze – oraz liśćmi – korzystają tam z liści kapusty ukwaszonej.
Dorsz pojawił się w tym roku i w tym triumwiracie przedstawił się nienajgorzej. Rybka to smaczna i bliska narodom znad Bałtyku. Wydaje mi się mimo wszystko, że to jednak nie jest to. Że coś mi w tej rybnej karuzeli nie pasuje...
Pstrąg to moja ulubiona ryba. Przesmaczna, delikatna i nie męcząca nadmierną ilością ości. Dorsz od dzieciństwa kojarzy mi się z wakacjami nad Morzem Bałtyckim ale święta powinny chyba być pod patronatem karpia. Ryba rybie nie równa i każda winna mieś swój czas i okoliczności jej sprzyjające. Niech więc Boże Narodzenie pozostanie czasem karpia!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz