poniedziałek, kwietnia 4

Moja pierwsza legacja cz. IV - Egzekucja

Dotarłem do celu późnym popołudniem. Rade, który razem z Mają, organizował projekt DOKUFEST in Nis, poinformował mnie przez telefon jak dojechać do siedziby organizacji. Tego wieczoru kończył się akurat projekt, który razem z Youth Initiative for Human Rights współorganizowała inna pozarządowa organizacja, Žene u Crnom. Załapałem się na kończącą go debatę, jak się okazało bardzo emocjonalną, podczas której musiał oczywiście pojawić się wątek Kosowa i Metohiji (taka nazwa funkcjonuje w Serbii). Po jej zakończeniu ustaliliśmy plan działania na następny dzień, po czym odwieziono mnie do hotelu. Jako niezależny dyplomata zostałem ulokowany na siódmym piętrze Hotelu Ambasador, skąd mogłem rzucić okiem na miasto.


Rano udaliśmy się wszyscy do filharmonii, gdzie organizowany był festiwal. Niewielkich rozmiarów budynek był idealną lokalizacją – kameralny, nie za duży i nie rzucający się w oczy. Chodziło o to, że cała impreza była pół - otwarta. Zaproszono dziennikarzy, profesorów uniwersytetu, przedstawicieli władz miejskich i organizacji pozarządowych, etc. Obawy dotyczyły napiętej sytuacji politycznej, w której wszelkiego rodzaju publiczne nawiązania do Kosowa mogłyby być odebrane jako propaganda i spowodować niepożądane reakcje radykalnych środowisk. Ustaliliśmy jakie będą nasze obowiązki podczas ceremonii otwarcia; Maja w kilku słowach wyjaśni ideę naszego projektu, Rade przedstawi wybrane filmy a ja – jako przedstawiciel DOKUFEST – zapoznam gości z prizreńskim festiwalem.  Wszystko było dopięte na ostatni guzik.


Podczas mojej mowy serce biło mi jak szalone, a lewa noga tupała mocno i intensywnie niczym młot pneumatyczny. Praktycznie sam wygrywałem sobie nią rytm i czułem się trochę jakbym tańczył. Zapewniono mnie jednak potem, że nie tańczyłem. Wszystko poszło świetnie a ja zaliczyłem swoje pierwsze publiczne wystąpienie w Serbii, zakończone w dodatku oklaskami. Wzbudzałem też wśród gości całkiem sporą ciekawość: Jakże to tak, Polak? Kto był z Prizren, matka czy ojciec? Podobne pytania towarzyszyły mi przez cały wieczór. Teoretycznie moja misja była już zakończona i mogłem zacząć myśleć o tym jak nazajutrz zapoznać się z miastem i pooddychać jego historią.

Niška tvrđava czyli miejska cytadela

Następnego poranka zobaczyłem przez okno główną atrakcję miasta, która odzwierciedla zarazem jego bogatą historię – Cytadelę.


Zlokalizowana na prawym brzegu rzeki Niszawy twierdza jest jednym z najważniejszych i najlepiej zachowanych tego typu obiektów na Bałkanach. Chociaż formę w obecnym kształcie nadali twierdzy Osmanie, znaleźć można w obrębie jej murów pozostałości z czasów rzymskich i bizantyjskich.


Wśród najważniejszych budowli, które przetrwały tu po dziś dzień wymienić trzeba Meczet Bali Bey (XVI wiek), turecką łaźnię (XV wiek) oraz prochownię (XVIII wiek). Wszystkie te budynki zaadoptowane są dzisiaj do celów kulturalnych.



Drugą (a dla niektórych pierwszą) najważniejszą atrakcją turystyczną Niszu jest Ćele-kula, czyli Wieża Czaszek.


Kiedy podczas pierwszego powstania przeciw Osmańskiej okupacji, dowództwo armii serbskiej zdecydowało o zajęciu miasta, Turcy zorganizowali ogromną kontrofensywę w celu spacyfikowania powstańców. 31go maja 1809 roku przeważające siły osmańskie pokonały Serbów w bitwie pod Čegar. Stevan Sinđelić, dowódca powstania, w obliczu klęski zdecydował się na czyn, który do dzisiaj stanowi dla Serbów wzór męstwa – wysadził w powietrze magazyny prochu. Eksplozja była tak potężna, że zabiła wszystkich, zarówno broniących się Serbów jak i atakujących Turków. Po bitwie Wielki Wezyr Hursid Pasha rozkazał zbudować na głównej drodze do Istambułu wieżę z czaszek poległych Serbów. Budowla miała przestrzec tych, który planowaliby w przyszłości przeciwstawić się Imperium Osmańskiemu. Dziś wiemy, ze jeszcze w tym samym stuleciu Serbom, podobnie jak Bułgarom i Rumunom, udało się zrzucić tureckie jarzmo i wybić na niepodległość. Jeszcze pod koniec XIX wieku zbudowano też wokół wieży kaplicę.


Oprócz historii można w Niszu poczuć też, jakże charakterystyczny dla miast dawnej Jugosławii, klimat wieloetniczności. Przynajmniej jego ślady, resztki. Zbudowany w 1720 roku Meczet Islam-aga, mimo iż ucierpiał podczas zamieszek w 2004 roku, nadal działa jako świątynia dla muzułmanów a mieszkający tu katolicy mogą co niedziele modlić się w Kościele Przenajświętszego Serca Jezusowego.



W Niszu żyją też obok siebie małe społeczności Czarnogórców, Bułgarów, Chorwatów i Jugosłowian (sic!) ale drugą – po Serbach – najliczniejszą grupą są oczywiście Cyganie. Wieczorem, gdy kończyłem już zwiedzanie i wolnym krokiem zmierzałem do filharmonii, obok bramy Istambulskiej pojawili się i oni…


     Po oficjalnym zakończeniu festiwalu organizatorzy wraz z niektórymi gośćmi udali się do siedziby organizacji, gdzie odbyło się nieoficjalne zakończenie, czyli po prostu puentująca wszystko impreza w iście bałkańskim stylu. Rakija, muzyka na żywo i tańce do bladego świtu. Następnego dnia, około południa, z lekkim plecakiem i troszkę ciężką głową opuściłem Nisz, kończąc w ten sposób swoją pierwszą legację. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz